Za parę dni władcy Europy szykują nam przedstawienie zwane wyborami.
W Polsce zdominowały je dwie partyjki zwane POPiSem. Partie te w rzeczywistości nie różnią się zbytnio, wyrastają z jednego pnia solidarnościowego, a wszelkie animozje mają swój początek w ambicjach liderów.
Donald Tusk już w 2005 r. widział się prezydentem Polski, a jego ówczesny kompan Jan Maria Rokita był nawet premierem z Krakowa.
Wybory pokazały, że cała ta kalkulacja to mrzonka. Prezydentem został Lech Kaczyński a premierem wkrótce człek, co jak Wałęsa nie chciał ale musiał, brat Lecha, Jarosław. Od tego czasu towarzystwo to kłóci się o wszystko, nie bardzo przejmując się losami kraju. Czasami zdaje się, że wróciły pełne chwały czasy XVIII w. kiedy to Czartoryscy z Potockimi tak żwawo reformowali kraj, że ten upadł.
Skoro są wybory wszelkie chwyty są dozwolone.
Pamiętają Państwo, jak Tusk straszył krwiożerczością Kaczyńskiego, ponieważ ten ostatni miał do niego celować z pistoletu? Z kolei dziadek obecnego premiera został oskarżony o zdradę Przenajświętszej Rzeczypospolitej.
W tej kampanii mniej ataków osobistych, więcej pseudokonkretów. Wiemy już, że PiS należy do małej frakcji w parlamencie europejskim, a z kolei PO do frakcji, która dba o interesy wrażych sił zza Odry. Kolejna odsłona PZPR należy też do dużego ugrupowania w tymże parlamencie i chwali się że duży może więcej. Inne partyjki wabią jeszcze inaczej.
Ja naprawdę lubię czas przedwyborczy, cały ten polityczny kabaret nabiera rozmachu, w TV pojawiają się nawet różnego rodzaju upadli politycy, niczym partyjne zombie, które marzą o powrocie do żłobu. A żłób w Strasburgu jest nawet większy od krajowego no i ryjki w żarełku można głębiej zanurzyć. Poseł w Warszawie zarobi 10200 zł, o 400 więcej niż w ubiegłym roku, ale Europoseł zgarnie już 36000 zł, plus sporo dodatków, myślę że tu kryje się przyczyna tak licznie kandydujących do Europarlamentu posłów.
Jedyny z tego pożytek, że będą daleko.
Żeby było weselej parlament polski nie zgodził się aby sołtysi dostawali 200 zł diety, przypominam, sami podwyższyli sobie diety o 400 zł, ot moralność w czasach kryzysu.
Oczywiście cała ta tak zwana demokracja i możliwość wyboru to fałsz. W mediach przebicie mają tylko te partie które realizują interesy konkretnych sił, a to kościoła, wielkiego kapitału itp. Po pewnym czasie partie tak się skompromitują, że wymienia się je na inne i wszystko fajnie się kręci. Gdyby siłom politycznym rzeczywiście zależało na powszechnym uczestnictwie obywateli w życiu politycznym, to zlikwidowano by wybory pośrednie. W obecnych czasach nie ma problemu w zorganizowaniu głosowania przez Internet. Wymagałoby to podniesienia świadomości politycznej społeczeństwa, a to z kolei stoi w zupełnej sprzeczności z polityką państw.
W końcu głupcami łatwiej się rządzi.
Pamiętajcie Państwo: gdyby wybory mogły coś zmienić, byłyby nielegalne, a 7 czerwca zapraszam na długi wyjazd lub odpoczynek tak od 8 rano do 22 wieczorem...