Szukaj na tym blogu

sobota, 26 września 2009

ZUS, Urząd Skarbowy, Lewiatan i inne demony

Nasze kochane i dbające o dobro obywateli Państwo Polskie kolejny raz postanowiło pochylić się nad losem swoich owieczek. Urzędnicy tegoż państwa, nie znając maksymy cesarza Tyberiusza, że "owce należy strzyc a nie obdzierać ze skóry" postanowili je obedrzeć albo przynajmniej pokrwawić. Tym razem dostało się różnym prywatnym firmom które złożyły wniosek do Urzędu Skarbowego o odroczenie podatku bądź spłatę tego haraczu w ratach. W momencie wpłynięcia takiego podania ten miły urząd wszczyna natychmiastową egzekucję zaległości. W takich przyjemnych urzędach pracują ludzie, którzy wydają się mieć również ludzkie uczucia (wiem z doświadczenia), więc to że podejmują takie decyzje musi być wymuszane "z góry". Dziura w budżecie, a tu różne bardzo ważne wydatki: nagrody dla pracowników administracji prezydenckiej, nagrody dla marszałków parlamentu, emerytury dla starszych parlamentarzystów (to nie żart!), pieniądze na finansowanie żołdaków okupujących Afganistan, itp.

Co robić - trzeba komuś zabrać żeby ktoś miał.

W Polszy funkcjonuje zasada, że większy może więcej bo ma większą pałę. Górnicy wywalczą więc swoje (i chwała im za to, bo inaczej rządzące mafie same zżarły by te pieniądze), stoczniowcy dostaną odprawę, by się zamknęli ale słabsze grupy dostaną po dupie, bo są słabe.

Związek zawodowy pracodawców "Lewiatan" postanowił pomóc ZUS-owi, któremu w tym roku zabraknie około 5 mld zł i złupić wdowy. Ci przyjemniacy, od tego piekielnego potwora, wymyślili żeby wdowy, które dostają rentę po mężu, a są w wieku produkcyjnym szły do pracy.

Jak wiadomo nasza gospodarka jest otwarta na kobiety po pięćdziesiątce. Pamiętajmy, że szybkim krokiem zbliżamy się do pozycji potęgi gospodarczej i każda para rąk jest potrzebna. Jest potrzebna a tu te złośliwe i leniwe baby nie chcą pracować tylko by leżały, oglądały "Klan" lub gziły po kątach. Mili i dbający o społeczeństwo lewiatanowcy chcą zaradzić tej chorobie.

PS. Lewiatan to w mitologii żydowskiej upadły anioł czyli demon przedstawiany jako smok lub wieloryb.

czwartek, 10 września 2009

Wrzesień 1939

Minęła kolejna rocznica rozpoczęcia II wojny światowej. W Polsce każde święto musi być powodem do sporów. Ponieważ w kraju nikt nie będzie podważał oficjalnej historii, znaleziono „tych złych”, co inaczej na pewne fakty patrzą. Obecnie źli są Moskale z panem Putinem na czele.

Co Moskale mogą wytykać Polakom?

Mogą wytykać współpracę III Rzeszy i II RP w latach poprzedzających wojnę. Współpraca taka istniała choćby w czasie rozbioru Czechosłowacji. O znaczeniu Niemiec w polskiej polityce może świadczyć to, że kondolencje pana Hitlera z powodu śmierci pana Piłsudskiego były umieszczane jako drugie - po francuskich. III Rzesza pytała też grzecznie Polskę czy ta nie ma nic przeciwko anszlusowi Austrii. Takich gestów nie robi się w kierunku wrogów. Niemcy ofiarowywały Polsce Ruś Zakarpacką (część Czechosłowacji), Warszawa daru nie przyjęła, nie dlatego że uważała to za niemoralne ale dlatego że Ruś ta biedna była i zaludniona Ukraińcami. Obecnie bardzo wstydliwie w Polsce wspomina się współpracę z Niemcami. Tylko dlaczego? Ostatecznie nie doszło do realnej współpracy wojskowej. Polska postanowiła stawić opór i zapłaciła straszną cenę.

Można się zastanowić co stałoby się gdyby Warszawa zdecydowała się na sojusz z panem Hitlerem.

Myślę, że Niemcy mogłyby wówczas rozbić ZSRR. Polscy żołnierze to mogliby być ci których zabrakło pod Moskwą czy Stalingradem. Polacy ponadto mogliby być lepiej odbierani w podbitych republikach radzieckich niż Niemcy. Gdyby jednak III Rzesza wygrała, Polska i tak musiałaby spaść do roli wasala, bardziej uzależnionego niż PRL od ZSRR, po prostu w Europie nie byłoby żadnej siły która mogłaby przeciwstawić się Berlinowi.

Nie trzeba chyba wspominać, że los Żydów czy Cyganów byłby jeszcze gorszy. Trzeba więc dziękować politykom tamtego okresu, że nie poszli na współpracę z Niemcami, abstrahując czy zdawali sobie sprawę co przyniesie wojna.

Czy w 1939 r. można było wygrać?

Zdecydowanie nie. Wszelkie marzenia o oporze w błotach pińskich czy na przedmościu rumuńskim to kompletna bzdura. Niby czemu niemieccy żołnierze nie mogliby sforsować Dniestru? Los wojny mogłaby tylko zmienić Francja, jednak ta nie miała najmniejszej ochoty wypełniać zobowiązań sojuszniczych. Gdyby Brytyjczycy nie wypowiedzieli wojny Niemcom to Paryż w ogóle siedziałby jak mysz pod miotłą. I wojna światowa złamała morale Francuzów na długie lata. (Podobna sytuacja zaistniała w Rzeczpospolitej w XVIII w. po wojnach wieku XVII).

Ład wersalski był uznawany w Niemczech za upokorzenie, mieli zresztą rację, bo Francja chciała się zemścić za klęskę 1871 r. Nie zgadzali się z jego postanowieniami które np. obwiniały Niemcy za wywołanie wojny, tak jakby wszystkie mocarstwa europejskie do niej nie dążyły. Na tych urażonych ambicjach swą popularność budowały partie prawicowe i zresztą nie tylko one.

Niemcy od początku dwudziestolecia międzywojennego dążyły do rewizji postanowień wersalskich i było pewne, że w sprzyjających okolicznościach to osiągną.

Polska II wojnę światową przegrała jeszcze w latach dwudziestych, kiedy skutecznie skłóciła się z sąsiadami, kiedy doprowadziła do nieusuwalnych napięć z mniejszościami, kiedy wreszcie nie odbyła się w niej skuteczna industrializacja.

Już w 1925 r. w Locarno została Polska rzucona na pastwę Niemiec, w tym kontekście wypowiedzenie wojny przez Francję i Anglię można uznać za sukces! Być może ciężko byłoby znaleźć lepsze rozwiązania tych kwestii. Jednak mordując przeciwników w czasie przewrotu pan Piłsudski brał całkowitą odpowiedzialność za kraj. O tym jaką miał wizję armii może świadczyć fakt, że zachwalał polskie polne drogi bo w nich miały utonąć niemieckie samochody, a widząc katastrofę samolotu bojowego na pokazach lotniczych, wysnuł opinię, że lotnictwo to drugorzędna siła bojowa. Generalnie kawaleria miała być najlepszym lekarstwem na wszelkie wojska. Pan Rydz-Śmigły, już w Rumunii, wygłaszał tezę, że gdyby nie zreformował armii to Polska broniłaby się jeszcze krócej.

Polska w 1939 r. nie miała ani lojalnych sojuszników ani własnej siły zdolnej do pokonania najeźdźcy, wszystko co można było zrobić to co najwyżej opóźnić wybuch wojny, jednak ostatecznie wynik byłby taki sam.

Nad Wisłą sporo uwagi poświęca się najazdowi radzieckiemu we wrześniu (w podstawówce miałem atlas historyczny, gdzie agresja niemiecka była nazwana „najazdem” a radziecka „wkroczeniem”, nie mogłem wówczas pojąć dlaczego tak różnie nazwano podobne wydarzenia). Jasne czyn był niemoralny i podstępny, tylko czy w sytuacji gdyby ZSRR się rozpadał, Polska nie wkroczyłaby na jego kresy zachodnie? Myślę, że tak, bo tego wymagałaby polska racja stanu.

Pan Stalin w 1939 r. był w zupełnie innej sytuacji niż Polska, zresztą cały świat kapitalistyczny był wrogiem, nie tylko III Rzesza. Bolszewicy dążyli do rewolucji w całej Europie a nie „tylko” do pokonania nazizmu, który ostatecznie przysłużył się w rozpowszechnieniu bolszewizmu.

Dlatego gdy Rosjanie wytykają współpracę z III Rzeszą nie ma o co się obrażać, Kreml chce zająć czymś swoich obywateli, by nie myśleli o kryzysie, a na arenie międzynarodowej wykazać jacy to Polacy są kłótliwi. Zresztą niejednemu polskiemu politykowi chodzi o to samo.

Jeśli nasze narody rzeczywiście chcą wyciągnąć naukę z II wojny światowej to powinny potępić samą ksenofobię, nacjonalizm, nienawiść czy niechęć do spojrzenia oczami innych. Myślę jednak że to nie jest realne w warunkach obecnych; państwa, bloki, systemy zawsze zwalczają i rywalizują z innymi.