21 października w środę nastąpiło w Polszy wielkie poruszenie - przyjechał nawiedzić kraj nad Wisłą sam pan wiceprezydent USA Joe Biden (nie mylić z bin Ladenem). Przyjechał przedstawić nowy projekt pokojowej tarczy antyrakietowej. De facto przybył wybadać czy Polacy, obrażeni za 17 września 2009, nie odwrócili się czasem od Stanów.
Wtedy to, gdy w Polsce popłakiwano z okazji 70 rocznicy radzieckiego ciosu w plecy, dostała Polsza kopa w dupę od najwierniejszego sojusznika. Różni polscy sługusi politycy, dziennikarze, intelektualiści, itp. nie nauczyli się, oczywiście, niczego i ustami pana Prezydenta i Premiera radośnie zakrzyknęli, iż nie był to kop, a klaps tylko, a zresztą wytrzymamy więcej dla Przyjaciół-Zza-Oceanu.
Panu Bidenowi zależało najbardziej na ustaleniu, czy polscy żołnierze dalej będą okupować Afganistan. Pan Prezydent z Panem Premierem bełkotali coś o nowym systemie antyrakietowym SM-3 oraz rakietach Patriot, do obsługi których będą potrzebni amerykańscy żołdacy, których z kolei z radością powitają. Kilkanaście lat już przecież nie było w Polsce obcych wojsk, co jest niezgodne z tradycją, od XVIII wieku jakieś obce wojska muszą tu stacjonować.
A tradycję trzeba szanować.
System SM-3 jest na razie tylko projektem, a jego ewentualne uruchomienie planowane jest na rok 2018. Z panem Bidenem jest zresztą inny szkopuł. Bo oprócz tego, że jest zagorzałym militarystą jest też kłamcą. Na wspólnej konferencji z: najwyższym konstytucyjnie człowiekiem w Polsce, jak raczył siebie nazwać pan Kaczyński Lech, Biden powiedział, że chciał przystąpienia RP nr 3 do NATO. Przez sklerozę zapomniał, że był temu akcesowi początkowo przeciwny, a zdanie zmienił żeby nie być przegranym. Wspomniał za to, że 20 lat temu zastanawiał się czy Polska będzie partnerem. No i co? Teraz już jest partnerem. Dokonał ten kraj ogromnej przemiany i powinien być wzorem dla – uwaga – Ukrainy, Białorusi i Gruzji. W tych krajach wpływy Waszyngtonu nie są jeszcze dostatecznie silne. W Gruzji nie; bo dostała po buzi od Rosji a USA skuliły ogon, na Ukrainie nie; bo jest zbyt niezależna i boi się trochę Rosji, no i nie na Białorusi, bo Łukaszenko nie chce przyjąć pomocy amerykańskiej. Za to w Polszy Amerykanie czują się dobrze jak u siebie w domu. Takich matołów to ze świecą szukać.
Dzień 26 października dopisał ciąg dalszy do wizyty pana wiceprezydenta. Ambasador USA w Polsce, pan Einstein poinformował, że przywódcy Polski zgodzili się na zwiększenie sił inwazyjnych w Afganistanie. Pan Klich zaraz to zdementował, ale obawiam się, że ambasador tylko wyszedł przed szereg. Jest nowy i nie wie, że tu wszystko robi się za plecami obywateli.
Jeszcze parę słów o pokojowym nobliście panu Obamie.
Ten dążący do pokoju człowiek słusznie został uhonorowany tą nagrodą. Wszak jeszcze nie wszczął nowej wojny, kontynuuje tylko stare. Dzięki temu może cieszyć się nagrodą którą otrzymali tacy obrońcy pokoju jak: pan Jaser Arafat, pan Shimon Peres, pan Icchak Rabin, pan Michaił Gorbaczow, pan Jimmy Carter czy pan Al Gore.
PS.
Psy cyrkowe skaczą, gdy treser strzeli z bata, ale naprawdę dobrze wyszkolony pies wykonuje skok bez bata.