Witał u siebie w domu uzurpatora z Rosji i sam pojechał do watażki z USA.
U siebie oprowadzał kolegę po różnych atrakcjach stolycy. Kurdupel z Rosji zwiedzał więc różne pomniki i cmentarze. Co prawda, nie mógł pan Komorowski zaoferować jakichś atrakcji estetycznych związanych ze swoją żoną, jak niezapomniany prezio Francji może szpanować Carlą Bruni, ale popić mam nadzieję nie zapomnieli panowie.
A przecież było co opijać!
Polska i Rosja dogadały się co do ceny gazu na zdrowych unijnych zasadach a nie na kaczyńskiej samowolce. Pan Komorowski i pan Miedwiediew ugadali się co do dalszej efektywnej współpracy gospodarczej. No i najważniejsze - prezio Rosji pojechał do Brukseli a prezio Polski do Ameryki aby pogadać z panem Obamą.
Pan Komorowski, który obecnie okupuje godność prezia Polski, aby móc pogadać z panem Obamą musiał przejść przez amerykańską granicę. W tym celu oświadczał, ze nie jest ani terrorystą ani nazistą czy też że nie będzie pracował nielegalnie, w tym raju na ziemi, przy zrywaniu azbestu. Po tych oświadczeniach mógł pogadać z pierwszym Mulatem świata. Nie było to oczywiście upokarzające dla niego bo wiadomo, że w Polsce, większość polityków od trzystu lat, ma pana za granicami.
Pan Komorowski, którego zacięcie do robienia dzieci ustępuje tylko chęci mordowania zwierząt, zapewnił suzerena z Waszyngtonu o dozgonnej przyjaźni i wiecznej wasalizacji względem Wielkiego Brata. Już dawno z głowy pana Komorowskiego wywietrzały myśli o wycofaniu wojsk okupacyjnych z Afganistanu. Chce teraz tylko bezpieczeństwa własnych żon i dzieci by w spokoju mordować bisurmanów.
Pan Komorowski wytknął panu Obamie, że przyjaciel znad Potomaku nie raczył znieść wiz dla mieszkańców znad Wisły. Ten ostatni obiecał że coś z tym robi. Papier jest cierpliwy...