Szukaj na tym blogu

piątek, 9 września 2011

Chryzalidy

Mąż pani Applebaum - pan Sikorski Radosław ogłosił był przemowę w Londynie. Czego też poszukiwał pan ten w Londynie? Zwiedzał czy szukał pracy? Nie, pracował, tzn. popijał herbatkę z panem Williamem Haguem - jego brytyjskim odpowiednikiem. Po tym wyczerpującym intelektualnie spotkaniu pan Sikorski odezwał się do dziennikarzy. Wspomniał o zabójstwach pana Breivika, który przypomniał Norwegom, że posadka partyjno-państwowa to nie tylko konfitury. Odnosząc się do czynów „prawdziwego Nordyka”, poskarżył się, że i w Polsce są szaleńcy chcący „dożynać watahy”.

Do samego „dożynania”, jak rozumiem, pan Sikorski nie powinien mieć zastrzeżeń, problem w tym, że ci niedobrzy chcą dożynać JEGO watahę. 

Następnie wspomniał, że on zawsze walczył z nienawiścią i dążeniem do „dożyniania watah”. W tym momencie pomyślałem, że jednak mudżahedini musieli przyjąć go do swoich wojsk, gdy pałętał się po Afganistanie. Skierowali, biedaka do nadzorowania swoich upraw maku, a on, chcąc być doskonałym pracownikiem, próbował towar jak Fred z „Przez ciemne zwierciadło" Philipa K. Dicka. Po chwili uwolnił mnie jednak z tych podejrzeń. Uściślił, że chodzi mu o Internet który jest „kloaką”. Biorąc pod uwagę, że pan Tusk chce ograniczyć wolność w Internecie, rozumiem teraz jego słowa. Zresztą rządy wielu państw postarają się wykorzystać sytuację i ograniczyć internetową swobodę.
Pan Tusk znalazł powód by wystąpić przed narodem jako sprawny przywódca. Po opublikowaniu polskiej wersji katastrofy smoleńskiej wywalił pana Klicha (złośliwi szepczą, że pan Klich leży na kozetce przed lustrem i odbywa autoterapię) i ogłosił rozwiązanie pułku lotniczego nr 36. Teraz porządny obywatel wie kto dba o stan państwa.

Ciekawe czy pan Tusk zrezygnuje z cotygodniowych weekendowych lotów do Trójmiasta, które kosztują tylko 50 tys. zł każdy.
Żar lub deszcz, który leje się z nieba rozpala, bądź topi umysły polskich duchownych. Pan Rydzyk czy Natanek uzyskali godnego przeciwnika w osobie ks. Małkowskiego. Prosty ten duszpasterz, którego jeszcze SB chciało wysłać na łono Abrahama (nie wyszło - mówią, że złego diabli nie biorą), stwierdził że uderzona przez katolickiego bandziora dziennikarka to kurwa. Zacytował raźno, że nigdy z kurwami nie będzie w aliansach, bogobojnemu chyba jego wydzielina na mózg się rzuciła.

Podśpiewywać piosnkę nieudaczników barskich, to jakby stwierdzić „jam taki sam błazen i niedojda, też mi nic nie wyjdzie tylko katastrofa”.